Damian Nowak jest absolwentem Wydziału Elektrycznego na Politechnice Warszawskiej. Jak sam mówi elektronika i programowanie było jego pasją „od dziecka”. Do Lublina przyjechał zaraz po zakończonych studiach, aby pracować nad innowacyjnym projektem mechanicznej ręki do przeprowadzania zdalnych badań USG. Następnie został zrekrutowany do jednej z największych firm informatycznych z Doliny Krzemowej. Mimo to już po roku powrócił do naszego miasta.
Na czym dziś polega Twoja praca?
Dziś pracuję na stanowisku programisty systemów wbudowanych w EMBIQ. Moja praca polega przede wszystkim na programowaniu mikrokontrolerów. Ponadto zajmuję się zagadnieniami związanymi z elektroniką.
Czy to właśnie ten kierunek kształcenia interesował Cię od samego początku?
Zdecydowanie tak. Już jako dziecko interesowałem się elektroniką. Studia były naturalnym następstwem rodzącego się wtedy hobby. Przez jakiś czas byłem elektronikiem, jednak po jakimś czasie zacząłem się interesować programowaniem systemów wbudowanych. Jest to dział na pograniczu elektroniki i programowania.
Jakie były Twoje pierwsze zrealizowane projekty?
Moi rodzice opowiadali, że bardzo lubiłem rozkręcać i skręcać na nowo wszystkie zabawki. Chciałem wiedzieć jak działają.
Pierwsze „sukcesy” na polu elektroniki to sprzedawane w sklepach zestawy do złożenia w domu. Już w szkole podstawowej kupowałem podzespoły, a następnie składałem z nich układy takie jak np. migające światła czy sygnały dźwiękowe. Później przyszło liceum, kiedy zrobiłem sobie chwilę przerwy, a do samego tematu elektroniki wróciłem na studiach.
Co wtedy udało Ci się osiągnąć? Jak wspominasz czasy studiów?
Pierwszy rok na Politechnice Warszawskiej był trudny. Warto zaznaczyć, że studiowałem na kierunku Automatyka i Robotyka. Już po dwóch semestrach wiedziałem, że jeżeli chcę ukończyć te studia, to muszę „wejść w świat robotyki”. I tak też zaczęła się moja pasja do robotów.
To była bardzo wczesna faza rozwoju amatorskiej robotyki w Polsce. Sami z kolegami uczyliśmy się programowania nowinek technicznych z zachodu. Brakowało nam wielu rzeczy takich jak dokumentacje, czy opisy projektów w języku polskim i do większości rzeczy musieliśmy dochodzilić sami. Nie ukrywam, że mimo to była to bardzo ciekawa rozrywka, dająca dużo satysfakcji. Jedną z większych przeszkód, z którą musieliśmy się zmierzyć, był też brak dostępu do tanich części.
Mimo wszystko Polak potrafi?
Oczywiście. Jak się okazuje, nakrętki od słoików mogły być świetnymi kołami do robota.
Wspomniałeś o konkursach ogólnopolskich…
Na początku było tylko kilka konkurencji. Dopiero z czasem zaczęło ich przybywać. Pierwsze polegały na tym, że roboty autonomicznie poruszały się po podłodze. Narysowany na niej był czarny ślad przypominający kształtem tor Formuły 1 o długości kilku metrów, a rywalizacja polegała na porównywaniu czasu potrzebnego kolejnym robotom na pokonanie całej trasy.
Później zacząłem się interesować robotami z kategorii minisumo. Polegało to na walkach półkilogramowych robotów na okrągłym ringu o średnicy metra. Ich zadaniem było wykrycie przeciwnika i zepchnięcie go poza ring.
Zastanawia mnie ile trwa zbudowanie jednego robota… Dzień, tydzień, miesiąc?
To zależy od wymaganego terminu (śmiech). Zawsze można coś zmienić albo dołożyć do robota. Mniejsze konstrukcje powstały nawet w ciągu kilku nocy. Przeważnie jednak budowa prostego robota zajmuje od jednego do trzech tygodni.
Czy tylko roboty interesowały Cię w czasie studiów?
Cały czas przedmiotem moich zainteresowań była również elektronika. Poza zajęciami na uczelni, sam szukałem materiałów i dużo czytałem na temat programowania. Na studiach mieliśmy bardzo dużo matematyki, teorii sterowania czy automatyki. To były teoretyczne zagadnienia. Mnie o wiele bardziej interesowała praktyka.
W czasie studiów zdarzało mi się budować lub naprawiać różne urządzenia dla znajomych. Jednym z nich był np. sterownik do pieca CO, wytrawiarki do płytek i wzmacniacze audio. Poza tym udzielałem się bardzo często na Polskim Forum Robotyki FORBOT. Pisałem tam artykuły o tym, czego właśnie się nauczyłem, opisywałem projekty, dzieliłem się pomysłami.
Ukończyłeś studia na politechnice…
… i stanąłem przed pytaniem co dalej. Pamiętam, że wtedy nie do końca wiedziałem co mogę robić na polskim rynku z taką pasją. Po kilku próbach udało mi się znaleźć ciekawą firmę w Lublinie. Przedsiębiorstwo zajmuje się robotyką prototypową. Wziąłem udział w kilku projektach. Jednym z nich było robotyczne ramię do zdalnego zabiegu USG.
Był to jeden z najciekawszych projektów, które dotychczas wykonałem. Robotyczne ramie łączyło w sobie zarówno elementy elektroniki jak i programowania, miało też zastosowanie pozwalające ratować ludzkie życie. To była duża szansa, aby nauczyć się ciekawych rzeczy z dziedziny robotyki profesjonalnej i medycznej. Przy okazji miałem też szansę zwiedzić kilka państw w Europie, a także poznać światowej klasy ekspertów w dziedzinie robotyki.
Później postanowiłem założyć własną działalność gospodarczą. Jak to bywa, na początku było… różnie. Brałem udział w kilku ciekawych projektach, głównie z dziedziny IoT (Internet of Things). W skrócie: są to urządzenia komunikujące się przez Internet z użytkownikiem.
Nie mniej jednak najważniejszym etapem prowadzenia mojej własnej działalności była rekrutacja do jednej z największych firm informatycznych na świecie z Doliny Krzemowej. Współpracowałem z nią ponad rok jako programista. Zajmowałem się głównie wąską dziedziną jaką jest kryptografia.
Wiem, że niewiele możesz powiedzieć na temat tej współpracy ze względu na obowiązujące Cię klauzule.
Niestety ten zawód często obwarowany jest dużą liczbą tajemnic służbowych. Kilka szczegółów mogę jednak zdradzić.
We wspomnianej firmie współpracowałem przy projekcie, który po części jest ogólnodostępny. Tworzony jest na licencji „Open Source”, więc każdy może przejrzeć jego kod w Internecie. Do moich zadań należała przede wszystkim integracja algorytmów kryptografii symetrycznej i asymetrycznej. W skrócie moja praca polegała na przyspieszeniu niektórych zadań wykonywanych przez procesory nowej generacji.
Firma, dla której pracowałem, zajmuje się m.in. produkcją urządzeń wykorzystywanych w serwerach do przyspieszania operacji szyfrowania i kompresji danych. Po około roku pracy otrzymałem wiadomość od lubelskiej firmy EMBIQ.
Rozumiem, że praca w Lublinie okazała się ciekawsza niż Dolina Krzemowa.
Wbrew pozorom tak (śmiech). Pamiętam, że byłem bardzo mile zaskoczony. Nie spodziewałem się, że dostanę tutaj tak interesującą propozycję pracy powiązaną z dobrymi zarobkami. W EMBIQ cenię sobie fajną atmosferę, bardzo dobre warunki pracy, zespół złożony z wybitnych specjalistów i przede wszystkim ciekawe, wymagające projekty, nad którymi pracujemy.
Na decyzję o przeprowadzce miało wpływ wiele czynników. Po pewnym czasie życia w Warszawie zauważyłem, że stolica mi nie służy. Bardzo szybko wypalałem się, popadałem w depresję. W Lublinie czuję się o wiele lepiej. Tu jest więcej zieleni, życie toczy się spokojniej, ludzie są o wiele bardziej otwarci, życzliwi. Jednocześnie w Lublinie mogę korzystać ze wszystkich korzyści płynących z obecności w dużym mieście, czy to pod względem kulturalnym, czy rekreacyjnym.
Absolutnie nie żałuje podjętej decyzji. Mam nadzieję, że zostanę tu jeszcze długo.
Może zabrzmi to banalnie, ale powiedz co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Wyzwania. Fakt, że im bardziej zagłębiam się w różne projekty, tym częściej odkrywam zupełnie nowe dla mnie rzeczy. Wtedy zdaję sobie sprawę jak wiele jeszcze nie wiem i jeszcze bardziej chcę poznać wszystkie niuanse związane z moją pracą.
Bardzo lubię satysfakcje płynącą z wykonanego projektu. Choć czasem wymaga ona jednej lub więcej nieprzespanych nocy.
Stereotypowo postrzegając zawód programisty możemy stwierdzić, że jest on przeznaczony dla indywidualistów.
Uważam, że bez dobrze zgranego zespołu ciężko jest osiągnąć sukces. Składa się na niego praca wielu ekspertów z wąskich dziedzin. Nie da się samemu wiedzieć wszystkiego. Tutaj w EMBIQ dopełniamy się nawzajem. Czasem ja pomagam moim kolegom, a czasem to oni mi pomagają. Dobra współpraca i motywowanie siebie nawzajem pozwala osiągać wiele więcej niż indywidualizm.